sobota, 18 lipca 2015

Zwyczaje, piosenki, baśnie i legendy z okolic Unierzyża, Krzywek-Bratek ...

Babcia często opowiadała mi przeróżne historie i śpiewała piosenki. Była miłośniczką literatury i czytała wiele książek polskich klasyków. Szczególnie lubiła dzieła Henryka Sienkiewicza, Bolesława Prusa i Adama Mickiewicza. Ten ostatni bardzo byłby rad, gdyby wiedział, że jego życzenie się całkowicie spełni, a wieśniaczki kręcąc kołowrotki będą recytowały jego ballady, romanse i samego "Pana Tadeusza",tak było w przypadku mojej babci i jej przyjaciółek.
Często w zimowe noce, gdy przyświecało jej tylko delikatne światło świeczki , przecierając zmęczone oczy czytała na głos mężowi i dzieciom polskie powieści. Nie było końca czytaniu, babcia wciąż odwracając karty książki ulegała namowom dzieci, które wolały -Proszę, mamusiu czytaj nam jeszcze. Po latach to my z siostrą klęcząc u kolan babuni prosiłyśmy o kolejne baśnie, historie, opowiastki. My także nigdy nie miałyśmy dosyć babcinych opowieści. najbardziej utkwiła mi w pamięci baśń o niedobrej Teklusi, której babcia nauczyła się od dziadka. Nigdzie na nią się nie natknęłam, więc tu ją przytoczę.

                                                                 Baśń o Teklusi


W pewnej rodzinie żyła sobie mała dziewczynka Teklusia. Była  bardzo niedobrym dzieckiem i nie chciała słuchać swojej mamy. Wszystkich dookoła obrażała i nikt nie mógł sobie z nią poradzić. Pewnego dnia  mama doprowadzona do ostateczności złym zachowaniem córki, wyrzekła takie słowa : -A niech cię  diabeł do piekła weźmie, bo już wytrzymać z tobą nie mogę.  Nim słowa te przebrzmiały do końca , jakaś postać weszła do izby,  wlokąc za sobą ogromny,  cuchnący siarką worek. Zanim mama Teklusi zdołała krzyknąć - Diabeł !! ( bo to był on we własnej osobie ) wrzucił  dziewczynkę do worka i tyle go było widać. Mama wybiegła przed dom i zaczęła krzyczeć, aby oddał jej córkę, ale to już nic nie pomogło.
Odtąd całymi dniami siedziała,  wciąż płakała  i dumała, co by tutaj zrobić, by odzyskać dziewczynkę. Pewnego dnia płacz ten usłyszał przechodzący obok domu dziad. Zapukał do drzwi, a wpuszczony zapytał : "A czegóż to paniusia tak płacze, może mógłbym w czymś pomóc?"  Na to kobieta opowiedziała mu nieszczęsną historię , dodając, że chyba nikt nie może jej już pomóc. Dziad, który już niejedno widział i w wielu miejscach był,  podumał, zastanowił się i zaproponował swoją pomoc. Musiał  tylko dostać wóz, konia i trochę pieniędzy. Mama Teklusi na wszystko się zgodziła i niedługo dziad wyjechał stamtąd,   kupując po drodze gwoździe i dużo świętych obrazów. Jechał bardzo długo, a piękna okolica, którą mijał stopniowo się zmieniała na ponurą, pozbawioną zieleni pustynię. Oczywiście domyślacie się, iż jechał on prosto do piekła, by odzyskać Teklusię.
W końcu dziad dojechał do wstrętnego miejsca, gdzie wył tylko wiatr, wznosząc wysoko tumany piasku.  Dojrzał tam bramę w skale , do której po chwili zapukał. Brama zadrżała i dziad dostrzegł ciekawskie spojrzenie diabła, który krzyknął gburowato do interesanta : " Ktoś ty i czego tu chcesz. .?"  Przyjechałem po Teklusię i musicie mi ją zaraz oddać - odrzekł dziad.  - Kto raz tu trafi, już stąd nie wychodzi  - groźnie wycedził diabeł, więc ty się stąd także szybko wynoś i zamknął z trzaskiem bramę przed nosem Dziadowi.
Nasz bohater nie przestraszył się jednak, a jeśli nawet, to nie dał tego po sobie poznać.Wyprzągł konia, dał mu owsa, a sam przystąpił do najważniejszej części planu. Otóż wzdłuż bramy piekielnej powbijał gwoździe, a na nich zaczął wieszać święte obrazki duże i te małe, a z każdą godziną ich przybywało. Zaciekawione diabły wyszły z czeluści piekieł, by zobaczyć , co ten śmiertelnik tutaj u nich wyprawia. Przerażone - spostrzegły  święte obrazy , od których bił przedziwny blask i człowieka wciąż wieszającego nowe. Ze złości zaczęły zgrzytać diabelskimi zębami,  zaraz też próbowały za wszelką cenę przestraszyć Dziada, ale on który już tyle rzeczy w swoim życiu widział, nic sobie z tego nie robił. Niedługo potem zjawił się przed Dziadem sam książę piekieł , który zapytał go, co tutaj śmie robić,  na co dziad odpowiedział z wielką pewnością siebie, że buduje tutaj kościół, bo nie chcą mu oddać Teklusi. Po krótkiej naradzie biesy coraz bardziej wściekłe, oddały Dziadowi dziewczynkę, ale pod warunkiem, że on nigdy tutaj nie wróci i zabierze wszystkie obrazy.
Gdy Dziad dojechał z Teklusią do jej domu, mama dziewczynki wybiegając na ich spotkanie, stanęła w miejscu przerażona i nie poznała córki, ponieważ była ona cała wysmarowaną smołą i cuchnęła siarką. Zanim  ją całkiem domyła , minęło dużo czasu,  natomiast dziadowi nie mogła się nadziękować za uratowanie dziecka.
Sama Teklusia była odtąd zupełnie inną dziewczynką, posłuszną, dobrą i kochającą, a mama już odtąd nigdy nie wspomniała o diable.
A co zrobił Dziad? On  z uśmiechem powędrował dalej, wolny i szczęśliwy, na pewno nie pomógł dla pieniędzy. Przynajmniej nic o tym nie ma w tej opowieści. Może w tej chwili również robi coś dla kogoś potrzebującego pomocy....

Czego uczyła ta bajka? Przede wszystkim tego, by uważać co się mówi, bo życzenia się spełniają, poza tym zwracała uwagę na przedwojennych dziadów, żebraków, którym należy pomóc, a i oni często potrafią pomagać w trudnych sytuacjach, być może są to wysłannicy nieba... Same dzieci, którym opowiadano tę historię bardziej przywiązywały wagę do swojego zachowania.

Dziad borowy ze stronki http://ag.108.pl/index.php/forum/3-forum/16-nasza-sowiaska-spucizna/378-ba-nad-baniami?p=2954



W pamięci utkwiła mi także piosenka o młodej zakonnicy. Szukałam jej w internecie, lecz internetowe wersje różnią się od tej babcinej. Oto ona:

Kazała mi moja mama czarną suknię szyć,
Jam się nigdy nie spodziała zakonnicą być.
Bo w klasztorze twarde łoże, ostra dyscyplina,
Trzeba wstawać o północy odmawiać godziny.
A ja młoda, jak jagoda lubię długo spać,
A w klasztorze nie pomoże, trzeba rano wstać.
Wejdę na chór, spojrzę na dół zobaczę miłego
Trzymajcie mnie moje siostry, bo wyjdę do niego,
Trzymajcie mnie moje siostry, bo wyjdę do niego.
Oby tego Pan Bóg skarał, kto był mi przyczyną,
Że mnie wysłał do klasztoru tak młodą dziewczyną.


czwartek, 9 lipca 2015

Rodzice mojej babci Maksymilian Tyszkowski I Franciszka z Mączewskich Tyszkowska

 Tyszkowscy- Wola Kanigowska, Kondrajec ,  Krajkowo

Maksymilian Tyszkowski urodził się w lutym 1863 roku w Woli Kanigowskiej. Jego Ojcem był Józef Tyszkowski, właściciel części majątku w Woli Kanigowskiej, urodzony w 1823 roku, natomiast matką Rozalia z Olszewskich Tyszkowska ( córka Jakuba i Małgorzaty), także urodzona w 1823 roku. Józef w chwili urodzin syna miał 40 lat, tyle samo lat liczyła wtedy Rozalia Tyszkowska. Józef Tyszkowski ( syn Jędrzeja i Agnieszki), ojciec Maksymiliana, a właściwie Maksyma ożenił się z Rozalią Magdaleną Olszewską ur. w 1820 r. w Giżynku, córką Jakuba i Małgorzaty z Młotkowskich ( ur. w 1785 r.) w 1845 roku w Uniecku. Ojciec Rozalii - Jakub Olszewski mieszkał najpierw w Szyjkach, w domu pod numerem czwartym, pod Glinojeckiem, później  w Giżynku, następnie w Budach Giżyńskich i wraz z żoną Małgorzatą byli kuśnierzami. Pobrali się w 1805 roku w Unierzyżu. Mieli córkę Katarzynę, która wyszła za mąż w 1837 roku w Niedzborzu za Marcina Leszczyńskiego, następnie syna Ludwika, który ożenił się w 1833 roku z Marianną Dębowską w Krajkowie.  W 1820 roku w Giżynku urodził im się syn, któremu z fantazją nadali imiona Julian Napoleon. Prawdopodobnie imię Napoleon zostało nadane na cześć słynnego francuskiego wodza,  rok później waleczny Bonaparte umiera, a dziecko Julian Napoleon niestety, nie doczeka już dojrzałości. Umrze w  1838 roku, w niespełna 18 wiośnie życia. W akcie zgonu podano, że Julian Napoleon służył w Unierzyżu u pewnej rodziny. Może przeziębił się podczas tej służby, może ciężka praca go zabiła. Nie tak dawno rozmawiałam z pewnym starszym panem, którego ojciec w wieku 4 lat został oddany na służbę do rodziny z sąsiedniej wsi. Miał pasać krowy. Tak był przerażony tą pracą z daleka od domu, że po pewnym czasie uciekł stamtąd do swoich rodziców, ryzykując , że zabłądzi wśród pól. Teodor Goździkiewicz, pisarz urodzony w 1903 roku w sieradzkim, opisywał, że jako 6 letni chłopiec , wczesnym rankiem chodził do lasu, by cały dzień pilnować tam szkółki świeżo posianych roślin, przed dzikim ptactwem. Przed burzą i deszczem chronił się w szałasie z gałęzi. Śniadanie i obiad przynosiła mu siostra. Lod wiejskich dzieci opisuje także w  książce pt. ,,Chłopki. Opowieść o naszych babkach"  - Joanna Kuciel-Frydryszak. 
Wracając do Józefa i Rozalii Tyszkowskich, to z aktów urodzin ich dzieci wynika, że początkowo osiedli w Kondrajcu Pańskim koło Krajkowa, ponieważ tam rodzi się w 1845 roku ich pierwsze dziecko Ludwika Tyszkowska. W 1848 roku na świat przychodzi Aniela, a w 1850 Ignacy, także w Kondrajcu Pańskim. W 1863 r. rodzi się Maksym Tyszkowski oraz kolejny syn Józefa i Rozalii- Stanisław Tyszkowski, lecz obaj już w Woli Kanigowskiej. 

                              Dzieci Józefa i Rozalii Tyszkowskich:

1. Ludwika Tyszkowska - (1845 r.-1902 r.) I ślub w 1870 r. z Dworakowskim, II raz poślubia Antoniego Kępczyńskiego) - Kondrajec Pański
2. Aniela Tyszkowska - ( 1848 r.) wychodzi za mąż za Bieńkowskiego w Kondrajcu Pańskim
3. Ignacy Tyszkowski - (1850 r.-1892 r.), żeni się w 1873 r. z Marianną Kępczyńską, II ślub 1886 r. z  Eleonorą Bartnikowską, 
4.  Maksymilian( Maksym) Tyszkowski - (1863 r.- 1907 r.), ślub w 1889 r. z Franciszką       Mączewską
5. Konstancja Tyszkowska- umiera w 1872 r. w wieku 14 lat

6.  Eleonora Tyszkowska, I ślub - z Bojanowskim, II z Jakubem Brzeskim
7. Stanisław Tyszkowski, zmarł w wieku 33 lat, pozostawił po sobie żonę Rozalię Kowalską

Z akt ślubu wiadomo, iż Maksym Tyszkowski ożenił się z Franciszką Mączewską w 1889 roku i zamieszkali  razem w Unierzyżu, gdzie urodziły się ich dzieci : Zygmunt ( 1894), Marianna ( 1895 r. umiera w wieku 6 lat), Genowefa (1898), Władysław ( 1901), Feliks
( 1903 - umiera jako dziecko, zaziębiony podczas wypasu bydła u wujostwa, gdzie oddano go na wychowanie, jako sierotę) i Wiktoria ( 1905 r.).  W 1873 roku  matka Maksymiliana Rozalia Olszewska  po 4 latach wdowieństwa wychodzi ponownie za mąż za wdowca Jana Robakiewicza, syna Stanisława i Agnieszki Kosińskiej. Prawdopodobnie matka Maksymiliana, Rozalia nie poznała już wnuków ze strony syna Maksyma Tyszkowskiego, ponieważ zmarła w wieku 70 lat w 1892 roku w Woli Kanigowskiej i jak podawała metryka mieszkała przy córce. W 1907 roku umiera jej drugi mąż Jan Robakiewicz, również w Woli Kanigowskiej, a więc w tym samym roku, co Maksymilian. Czyżby nie mieszkali ze sobą długo?
Brat Maksyma Ignacy Tyszkowski ożenił się pierwszy raz w 1873 roku z Marianną Kępczyńską lub Karpińską, następnie po jej śmierci, po raz drugi z Eleonorą Bartnikowską z Krajkowa, zamieszkali zaś w Kondrajcu Szlacheckim. Ignacy Tyszkowski umiera w Grzybowie w 1892 roku.  Aniela Tyszkowska, siostra Maksyma w 1867 roku wychodzi za mąż za Aleksandra Krakowskiego.
 W 1868 roku jej siostra Ludwika Tyszkowska ( zmarła w wieku 55 lat) poślubiła Ignacego Dworakowskiego, z tego związku w 1870 roku urodził się Józef Dworakowski, w 1873 roku Aniela Dworakowska, zaś w 1884 roku z drugiego małżeństwa Ludwiki urodził się syn Feliks Kępczyński.  W 1886 urodziła im się córka Feliksa Kępczyńska.  W 1900 roku umiera Leokadia Kępczyńska, córka Ludwiki Tyszkowskiej i Józefa Kępczyńskiego, jej drugiego męża. Dwa lata po śmierci córki, w wieku 57 lat  w Woli Kanigowskiej umiera Ludwika.  W 1875 roku Eleonora Tyszkowska, wdowa po Wojciechu Bojanowskim poślubia  Jakuba Brzeskiego.
 
Dzieci Ignacego Tyszkowskiego ( brata Maksymiliana) to:
 
-Władysław Tyszkowski, ur. w 1876 roku w Kondrajcu Szlacheckim
ożenił się z Leokadią Szczepańską z Garkowa, zamieszkali w Szreńsku, Władysław zmarł w 1917 roku na dezynterię. Jego synem był Alfred Tyszkowski.
- Ludwik Tyszkowski, ur. w 1878 roku w Kondrajcu Szlacheckim
- Władysława Tyszkowska, ur. w 1885 roku w Kondrajcu Szlacheckim
- Walentyna Tyszkowska, ur. w 1885 roku w Kondrajcu Szlacheckim
- Konstanty Tyszkowski, syn Ignacego i drugiej jego żony Eleonory, ur. w Kondrajcu Szlacheckim
- Wincenty Tyszkowski, syn Ignacego i Eleonory, ur. w Grzybowie
 - Stanisław Tyszkowski , również brat Maksyma w 1877 roku ożenił się z Rozalią Kowalską. W 1880 roku urodził im się syn Stefan, który umiera jednak w tym samym roku. W 1882 rodzi się kolejny syn Adolf Tyszkowski, rok później Ignacy Tyszkowski, który umiera mając dwa latka. 

Dzieci Maksymiliana i Franciszki Tyszkowskich

1. Zygmunt Tyszkowski - ur. 1894 r.- umiera jako dziecko, (rok i sześć miesięcy)
2. Marianna Tyszkowska -ur. 1895 r.- umiera jako dziecko 6 -letnie
3. Genowefa Tyszkowska -ur. 1898 r. z męża Partycka, ślub w 1921 roku z Janem  Partyckim    w Unierzyżu, zmarła 23 maja 1980 r.
4. Władysław Tyszkowski - ur. 1901 r. , był dwukrotnie żonaty, drugi raz z Klarą , zmarł 05.02 1982 roku w Unierzyżu, 
5. Feliks Tyszkowski - ur. 1903 r.- umiera jako dziecko ok. 10 letnie
6. Wiktoria Tyszkowska - ur. 1905 r. dożywa 92 lat , z męża Zielińska


Akt urodzenia Maksymiliana Tyszkowskiego, ojca mojej babci Wiktorii







Akt małżeństwa moich pradziadków Franciszki z Mączewskich Tyszkowskiej i Maksymiliana Tyszkowskiego zamieszkałych w Unierzyżu

                                 Mączewscy- Kocięcin Brodowy, Unieck

Franciszka z Mączewskich Tyszkowska urodziła się w Kocięcinie, parafia Unieck w 1867 roku, podobnie, jak jej rodzeństwo Helena, w 1873 roku, Marianna w 1868 roku, Bronisław Mączewski w 1876 roku, Władysław w 1866 roku. Franciszka zmarła w 1911 roku osierocając czworo dzieci Genowefę, Władysława, Feliksa i Wiktorię ( moją babcię). Z Kocięcina większość rodziny przeniosła się do Unierzyża. Tam urodził się  w 1887 roku Eugeniusz Mączewski,  syn Adama ( rodzice Adama: Stanisław i Katarzyna, zm. 1893 r.) i Józefy z Piątkowskich, a więc również brat Franciszki.

       Dzieci Józefy z Piątkowskich i Adama Mączewskiego

1. Franciszka Mączewska - 1867 r., zmarła w 1911 r.- matka Wiktorii, Władysława, Franciszka i Genowefy
2. Władysław Mączewski - 1869 r.
3. Bronisław Mączewski - 1876 r.
4. Henryk Mączewski - 1878 r.- zmarł w tym samym roku
5. Konstanty Mączewski - 1882 r.
6. Antonina Mączewska, ślub z Antonim Wilewskim
7. Eugeniusz Mączewski - 1887 r.
                                          
Adam Mączewski , dziadek Wiktorii Tyszkowskiej, mojej babci urodził się w 1837 roku z rodziców Stanisława i Katarzyny, zmarł w 1893 r. w Unierzyżu. Jego żona Józefa Piątkowska urodziła się w w 1846 roku. Akta narodzin ich dzieci wskazują na   miejsce zamieszkania  w Kocięcinie Brodowym. W 1869 roku rodzi się ich syn Władysław Mączewski, w 1876 roku Bronisław Mączewski, a w 1878  w Kocięcinie-Tworkach rodzi się kolejny syn  Henryk Mączewski.  Konstanty Mączewski przyszedł na świat w 1882 roku, także w Kocięcinie Tworkach. Nie jest to więc przypadkowe miejsce i prawdopodobnie rodzina przeprowadziła się tam. Akta wskazują na Adama Mączewskiego, jako arendatora, czyli dzierżawcę ziemi.
W 1883 roku  córka Adama Mączewskiego , Antonina bierze ślub z Antonim Wilewskim w Uniecku. Później ich miejsce zamieszkania zmienia się na Unierzyż. Ich dzieci : Wacław, Franciszek( zmarł w tym samym roku), Marcjan, Felicjan ( zmarł w 1892 roku r.), Władysław ( zmarł 1.09. 1970 roku w Mławie, ojcem chrzestnym był Maksymilian Tyszkowski)), Marianna, Apolonia ( zmarła w 1902 roku, miała roczek), Franciszka rodziły się kolejno w Unierzyżu.
 
 

środa, 8 lipca 2015

Rodzeństwo

Rodzeństwo mojej babci to siostra Genowefa urodzona w 1898 roku w Unierzyżu, brat Władysław urodzony dwa lata później i brat Feliks urodzony w 1903 roku. Feliks znaczy szczęśliwy, lecz w jego przypadku nie było mowy o szczęściu. Osierocony przez rodziców bardzo wcześnie , oddany na wychowanie do rodziny swojej matki, wkrótce zmarł, przeziębiwszy się przy pasieniu bydła. Kto dbał wtedy o sierotę. Sierota, to było dziecko drugiej kategorii, za którym nikt się nie ujął i jeśli nie zapracowało na swoje utrzymanie, nie było potrzebne, lecz uciążliwe.
- On miał takie dobre serce- mawiała babcia ze łzami w oczach o Felusiu, był najlepszym z nas.
Myślę, że nie na darmo pisano kiedyś tak smutne historie o sierotach, np. "Sierotka Marysia", "Chata za wsią", które wyciskały łzy z oczu. Te rzeczy działy się naprawdę. Tamten świat nie był taki przyjazny dla biednych , jak dzisiejszy. To prawda, istniały otwierane przez ludzi wielkiego serca szpitale dla ubogich przy parafiach i kościołach, czy też ochronki dla sierot, lecz długo się nigdy nie utrzymywały z powodu  braku funduszy do tej pory pozyskiwanych od licznych darczyńców. Po 1918 liczba owych darczyńców znacznie zmalała. ( źródło - http://mysiakowski.pl/index.php/artykuly/69-ciechanowskie-i-mlawskie-towarzystwo-dobroczynnosci )
Siostra mojej babci Genowefa z Tyszkowskich Partycka wyrosła na osóbką rezolutną pomimo swojego sieroctwa. Wyszła za mąż za Partyckiego i urodziło im się z tego związku dwóch synów. Do 2 wojny św. żyło im się bardzo ubogo, ponieważ oboje nie posiadali posagów , ni większych środków, wynajmowali więc domy , bądź tylko pokoje i tak z dnia na dzień toczyło się ich życie. Dopiero zmiany powojenne pozwoliły im polepszyć byt. Wybudowali skromny, niewielki dom, kupili kilka hektarów ziemi w Unierzyżu i mogli wtedy ułożyć sobie los. Genowefa była bardzo pracowitą kobietą. W domu, który wybudowała z mężem zamieszkało również dwóch jej synów z rodzinami dzieląc go na pół. Moja babcia, a potem i mama utrzymywała z nimi bliski kontakt. Obydwie synowe Siostry babci Genowefy były ciepłymi, dobrymi osobami.
Siostrę babci ledwie pamiętam, lecz wiem, że często nas  w Osowie odwiedzała.
Brat babci - Władysław Tyszkowski był energicznym, wesołym człowiekiem, którego my obydwie z siostrą ogromnie lubiłyśmy.  Z zawodu stolarz, genialny w swoim fachu. Również zamieszkał w Unierzyżu, był dwukrotnie żonaty i miał trzy córki Genowefę, Stefanię i Halinę. Pierwsza żona zginęła podczas nalotu niemieckiego w czasie drugiej wojny, miała wtedy na sobie piękną suknię i obawiając się ją zniszczyć nie położyła się dość szybko na ziemi. Niedługo też Władysław ożenił się po raz drugi.
Jednak należy wspomnieć o pewnej historii, którą opowiadała mi moja babcia. Gdy Władysław  przygotowywał się do ślubu ze swoją  pierwszą przyszłą żoną był jeszcze ubogim chłopakiem. Ksiądz zażądał za ślub sporej sumy pieniędzy i w żaden sposób nie chciał z niej zrezygnować. Wojowniczo nastawiony Władysław wykrzyczał plebanowi , że jeśli tak, to będą żyć przez niego w grzechu i wziąwszy narzeczoną za rękę wyszedł z nią z plebanii. Wkrótce też skonsternowany kapłan wybiegł za nimi i niedługo udzielił młodym ślubu na ich warunkach.
Brat babci radził sobie doskonale w podbramkowych sytuacjach życiowych, miał także żyłkę do handlu  i potrafił się skutecznie targować. Babcia wspominała , iż  gdy potrzebowała coś kupić w żydowskim sklepie, brat był nieodzowny w takich sytuacjach. Obok sklepów, będących własnością Żydów w Mławie, istniały także sklepy polskie. Polacy odwołując się do lokalnego patriotyzmu rodaków namawiali do kupowania tylko w polskich sklepach. Jednak taniej można było kupić u żydowskich handlowców. Gdy babcia była w trakcie przymiarki płaszcza , brat jej utargował sporą sumę, grożąc żydowskiemu sprzedawcy, że pójdzie do polskiej konkurencji. Zademonstrował kilka trików łącznie z wychodzeniem ze sklepu i ... Polak okazał się sprytniejszy od Żyda, który przecież także chciał sprzedać ciuszek.
Jako chłopiec Władysław był niezłym łobuziakiem.  Babcia wspominała, oczywiście bez złości , że gdy do Polski do jej babci przyjeżdżali synowie z Ameryki i wciskali po kilka groszy trojgu sierotom, brat zabierał pieniądze siostrom i zadowolony lokował się z łupem na drzewie. Dopiero interwencja dorosłych pozwalała, by łzy na twarzy małej Wiktorii obeschły. Jednak to ta nutka łobuzerstwa i przebojowości pozwoliła  biednemu sierocie odnaleźć się w dżungli zwanej życiem.

c.d.n.