środa, 8 lipca 2015

Rodzeństwo

Rodzeństwo mojej babci to siostra Genowefa urodzona w 1898 roku w Unierzyżu, brat Władysław urodzony dwa lata później i brat Feliks urodzony w 1903 roku. Feliks znaczy szczęśliwy, lecz w jego przypadku nie było mowy o szczęściu. Osierocony przez rodziców bardzo wcześnie , oddany na wychowanie do rodziny swojej matki, wkrótce zmarł, przeziębiwszy się przy pasieniu bydła. Kto dbał wtedy o sierotę. Sierota, to było dziecko drugiej kategorii, za którym nikt się nie ujął i jeśli nie zapracowało na swoje utrzymanie, nie było potrzebne, lecz uciążliwe.
- On miał takie dobre serce- mawiała babcia ze łzami w oczach o Felusiu, był najlepszym z nas.
Myślę, że nie na darmo pisano kiedyś tak smutne historie o sierotach, np. "Sierotka Marysia", "Chata za wsią", które wyciskały łzy z oczu. Te rzeczy działy się naprawdę. Tamten świat nie był taki przyjazny dla biednych , jak dzisiejszy. To prawda, istniały otwierane przez ludzi wielkiego serca szpitale dla ubogich przy parafiach i kościołach, czy też ochronki dla sierot, lecz długo się nigdy nie utrzymywały z powodu  braku funduszy do tej pory pozyskiwanych od licznych darczyńców. Po 1918 liczba owych darczyńców znacznie zmalała. ( źródło - http://mysiakowski.pl/index.php/artykuly/69-ciechanowskie-i-mlawskie-towarzystwo-dobroczynnosci )
Siostra mojej babci Genowefa z Tyszkowskich Partycka wyrosła na osóbką rezolutną pomimo swojego sieroctwa. Wyszła za mąż za Partyckiego i urodziło im się z tego związku dwóch synów. Do 2 wojny św. żyło im się bardzo ubogo, ponieważ oboje nie posiadali posagów , ni większych środków, wynajmowali więc domy , bądź tylko pokoje i tak z dnia na dzień toczyło się ich życie. Dopiero zmiany powojenne pozwoliły im polepszyć byt. Wybudowali skromny, niewielki dom, kupili kilka hektarów ziemi w Unierzyżu i mogli wtedy ułożyć sobie los. Genowefa była bardzo pracowitą kobietą. W domu, który wybudowała z mężem zamieszkało również dwóch jej synów z rodzinami dzieląc go na pół. Moja babcia, a potem i mama utrzymywała z nimi bliski kontakt. Obydwie synowe Siostry babci Genowefy były ciepłymi, dobrymi osobami.
Siostrę babci ledwie pamiętam, lecz wiem, że często nas  w Osowie odwiedzała.
Brat babci - Władysław Tyszkowski był energicznym, wesołym człowiekiem, którego my obydwie z siostrą ogromnie lubiłyśmy.  Z zawodu stolarz, genialny w swoim fachu. Również zamieszkał w Unierzyżu, był dwukrotnie żonaty i miał trzy córki Genowefę, Stefanię i Halinę. Pierwsza żona zginęła podczas nalotu niemieckiego w czasie drugiej wojny, miała wtedy na sobie piękną suknię i obawiając się ją zniszczyć nie położyła się dość szybko na ziemi. Niedługo też Władysław ożenił się po raz drugi.
Jednak należy wspomnieć o pewnej historii, którą opowiadała mi moja babcia. Gdy Władysław  przygotowywał się do ślubu ze swoją  pierwszą przyszłą żoną był jeszcze ubogim chłopakiem. Ksiądz zażądał za ślub sporej sumy pieniędzy i w żaden sposób nie chciał z niej zrezygnować. Wojowniczo nastawiony Władysław wykrzyczał plebanowi , że jeśli tak, to będą żyć przez niego w grzechu i wziąwszy narzeczoną za rękę wyszedł z nią z plebanii. Wkrótce też skonsternowany kapłan wybiegł za nimi i niedługo udzielił młodym ślubu na ich warunkach.
Brat babci radził sobie doskonale w podbramkowych sytuacjach życiowych, miał także żyłkę do handlu  i potrafił się skutecznie targować. Babcia wspominała , iż  gdy potrzebowała coś kupić w żydowskim sklepie, brat był nieodzowny w takich sytuacjach. Obok sklepów, będących własnością Żydów w Mławie, istniały także sklepy polskie. Polacy odwołując się do lokalnego patriotyzmu rodaków namawiali do kupowania tylko w polskich sklepach. Jednak taniej można było kupić u żydowskich handlowców. Gdy babcia była w trakcie przymiarki płaszcza , brat jej utargował sporą sumę, grożąc żydowskiemu sprzedawcy, że pójdzie do polskiej konkurencji. Zademonstrował kilka trików łącznie z wychodzeniem ze sklepu i ... Polak okazał się sprytniejszy od Żyda, który przecież także chciał sprzedać ciuszek.
Jako chłopiec Władysław był niezłym łobuziakiem.  Babcia wspominała, oczywiście bez złości , że gdy do Polski do jej babci przyjeżdżali synowie z Ameryki i wciskali po kilka groszy trojgu sierotom, brat zabierał pieniądze siostrom i zadowolony lokował się z łupem na drzewie. Dopiero interwencja dorosłych pozwalała, by łzy na twarzy małej Wiktorii obeschły. Jednak to ta nutka łobuzerstwa i przebojowości pozwoliła  biednemu sierocie odnaleźć się w dżungli zwanej życiem.

c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz