niedziela, 10 stycznia 2016

Antoni Zieliński - mój dziadek, którego nigdy nie miałam poznać

Czy mój dziadek Antoni spodziewał się, że zostanie powołany do armii carskiej? Pewnie brano to pod uwagę, ponieważ nie był jeszcze żonaty, miał ojca i brata, którzy mogli zająć się gospodarstwem w rodzinnej wsi Krzywki-Bratki.
Dziadek urodził się w Krzywkach w 1876 r. Z czasów, które zapamiętałam po dziadku zostały okuta metalem laska i dwie  srebrne pochwy od zegarka noszonego niegdyś przez mężczyzn w kieszeni. Owe pokrywki były pięknie grawerowane. Babcia wspominała, że tylko one ocalały z pożaru.
Dziadek Antoni został więc wcielony pod przymusem do carskiej armii, ponieważ car bardzo potrzebował Polaków , szczególnie wtedy, gdy toczyła się wojna rosyjsko-japońska, czyli w latach 1904-1905.
Ze szczątkowych wspomnień z tamtego odległego przecież okresu zapamiętałam historię, jak to dziadek Antoni służąc u carskiego oficera miał ugotować rosół jego rodzinie. Kolega wspomniał mu wcześniej o nowej przyprawie, która dodana do rosołu znacznie podniesie jego smak. Dziadek zamiast kilku ziarenek dodał hojną ręką całą garść ziela. Gdy obiad podano, pierwsza spróbowała go córeczka oficera i .... w jednej chwili rozległ się  głośny krzyk i kasłanie. Cała rodzina stanęła na nogi przerażona, że ten młody poddany cara chce ich otruć. Sprawa na szczęście szybko się wyjaśniła. Ech, Antoni, nikt nie sypie tyle ziela angielskiego do rosołu!
Ziele angielskie na wsi nie było jeszcze w tamtych latach znane.

Gdy dziadek był nastolatkiem ( wtedy mówiło się młodzieńcem) razem z ojcem i kilkoma mieszkańcami wsi wypasali konie na łąkach pod Nidzgorą. Był już wieczór, nad łąką podnosiła się powoli mgła. Delikatny chłód zbliżał się znad rzeki. Rozpalili więc ognisko i posilali się, bo nocą trzeba było także pilnować zwierząt. Z jednej strony płynęła mała rzeczka Przylepnica, z drugiej strony rozciągały się łąki i pojedyncze zagajniki. Księżyc świecił wyraźnie i w jego blasku spostrzegli drobną zbliżającą się do nich postać. Owa istota stanęła w końcu przy ognisku i milcząc przyglądała się ludziom. Ich uwagę zwrócił jej dziwaczny wygląd - trudny do opisania. W drobnej twarzy błyszczały głęboko osadzone oczy, a i ubiór miała niezwyczajny, nie taki, jaki zwykli nosić mieszkańcy polskiej wsi w XIX wieku. Po chwili  ciszy któryś z mężczyzn  się odezwał : - Proszę ogrzejcie się przy ognisku z Bogiem Ojcem. Na te słowa postać zareagował piskliwym, donośnym śmiechem i dając susa przez ognisko krzyknęła : "hop, hop po galaskach". Tyle ją widzieli. Pobiegła w stronę rzeki, a oni już całą noc czuli się nieswojo. Dziadek to zdarzenie pamiętał  i wspominał do końca życia. Nigdy też nie wyjaśniono go racjonalnie.

Inna historia związana z dziadkiem opowiada o święcie Wielkanocnym w Rosji. Ta sama rodzina carskiego oficera, u którego służył upiekła wspaniałą babkę i przygotowała święconkę, a dziadka wysłano z nią do cerkwi, by podobnie jak w katolickim kościele została poświęcona. Babka stanęła obok wielu innych, jednak gdy przyszedł czas odniesienia święconki, skołowany dziadek nie mógł odnaleźć tej swojej. Nie zadał sobie wcześniej trudu, by się jej bardziej przyjrzeć, więc po chwili namysłu wybrał najbardziej okazałą ze wszystkich i powrócił z nią do domu. Tam na zdziwione spojrzenia i uwagi, co do święconki wyraźnie nie tej przecież, odpowiedział, że została już w cerkwi ta jedyna, więc przyniósł to, co było.

Dziadek Antoni opowiadał babci pewną ciekawą historię, także z czasów swojej carskiej służby.  Wojsko przechodząc przez górzyste tereny tego kraju spotkało w samotnym domku dwoje starych ludzi z małym dzieckiem. Staruszkowie prosili, by jakieś dobre dusze  zaopiekowały się ich synkiem, ponieważ oni nie będą w stanie go wychować. Nie spodziewali się, że będąc w tym wieku mogą jeszcze mieć dziecko. Jak widać surowa przyroda, proste życie i niewyszukane potrawy dodawały sił witalnych mieszkańcom tych rejonów. Nie wiem, jak potoczyła się dalej ich historia i życie chłopczyka, wszystko zniknęło gdzieś w pomroce czasu.

Nie wiadomo ile lat dziadek służył w carskim wojsku( prawdopodobnie 5) lecz po powrocie do rodzinnej wsi Krzywki-Bratki żwawo wziął się do pracy w rodzinnym gospodarstwie.  Ożenił się, z pierwszą żoną  miał dwoje dzieci, dwoje lub troje im zmarło w niemowlęctwie. Po śmierci pierwszej żony poczekał, aż dzieci założą swoje rodziny i sam  poszukał sobie nowej żony. Była nią Wiktoria Tyszkowska - moja babcia mająca wtedy około 22 lat. Była między nimi różnica 30 lat. Po ślubie kupili ziemię, którą około sześćdziesięcioletni dziadek wykarczował i przysposobił do roli. Zbudowali również solidny dom z cegieł i zabudowania gospodarcze. O cholesterolu, nadciśnieniu i sklerozie nic nie wiedział. Nigdy nie był u lekarza i nie chorował. Palił tak namiętnie papierosy, że nawet z dymkiem zasypiał i z dymkiem się budził. Babcia narzekała na powypalane dziury w pościeli.
Był wesołym , towarzyskim człowiekiem z dużym poczuciem humoru. Nie zabrakło mu w tym wszystkim pracowitości i odpowiedzialności. Zmarł w wieku 81 lat. O jego charakterze niech zaświadczy historia, która wydarzyła się w Mławie, gdy dziadkowie jechali tam na targ. Tuż obok drogi zauważyli płaczącą kobietę, próbującą bronić się przed mężczyzną uzbrojonym w kij. Z wykrzykiwanych słów wynikało, że są mężem i żoną. Dziadek postanowił zareagować i powściągnąć awanturnicze zapędy napastnika. Jednak jego pomóc nie znalazła uznania  u gnębionej kobiety, która teraz razem ze swym lubym ruszyła na dziadka, miotając przekleństwa pod jego adresem. Mój bohaterski dziadek musiał salwować się ucieczką. Babcia potem powtarzała- ,,Nie wkraczaj nigdy pomiędzy  małżonków". 



1 komentarz: